W tym roku uczestniczyłem w około 10 biegach w różnych miastach Mazowsza, aż przyszedł czas na występ na własnym podwórku czyli 10 km w Żyrardowie, w swoim mieście.
Pogoda dopisała gdyż było ciepło, ale słońce schowane za chmurami nie paliło zbyt mocno. Bieg rozpoczął się o godzinie 15, późno jak na bieganie, ale dlatego, że organizuje go ŻTC – Żyrardowskie Towarzystwo Cyklistów i wcześniej na tej samej trasie są przeprowadzane wyścigi kolarskie. Jest to pętla 11 km, a my biegacze mamy 1 km różnicy między metą a startem.
Biegło mi się dobrze. W pierwszym biegu, który odbył się w ubiegłym roku w Żyrardowie zrobiłem swój najlepszy wynik na 10 km. Tym razem na tym samym dystansie poprawiłem się około 20 sekund, robiąc czas 51:44 i będąc gorszy o 6 sek. od życiówki z tego roku z Pruszkowa. Zająłem 15-te miejsce w klasyfikacji mieszkańców Żyrardowa. Dopingowała mnie rodzina na trasie (której dziękuję) oraz syn i żona, która była moją fotoreporterką i z którą po imprezie pojechaliśmy rowerami z powrotem do domu.
Nareszcie mam medal za bieg w swoim mieście, gdyż w ubiegłym roku takiego nie było.
Jeszcze kilka gorzkich słów, nie o biegaczach czy organizatorach. Wiele się mówi o fizycznej aktywności, o ruchu na świeżym powietrzu, ale w czasie biegu mimo naprawdę ładnej pogody zainteresowanie ludzi na trasie było znikome. Na starcie, mecie było trochę znajomych, ale dalej pusto, może też dlatego że bieg jest uboczu miasta, ale to niczego nie zmienia. Wolimy telewizor, kanapę.
Z resztą często czuję to na sobie wychodząc z domu, biegnąc ulicą. Spojrzenia sąsiadów, przechodniów całe szczęście, że nie pukają się w czoło. Stowarzyszenie Żyr.A.F.A. do którego należę powstało po to, aby przełamywać takie nastawienie do sportu i samemu się ruszyć i pokonać swe słabości mimo różnego wieku i płci.
Waldek.
Najnowsze komentarze