Dziś chciałbym napisać o tym jak ja od rozpoczęcia przygody z bieganiem w ciągu 12 miesięcy przebiegłem swój pierwszy maraton. W lecie ubiegłego roku nawet najmniejsza myśl nie tliła się w głowie, że będę biegał, chociaż jak widać na pierwszym zdjęciu biegnę z synem, a było to kilka tygodni przed moim debiutem biegowym. Będąc na przejażdżce rowerowej i dla zgrywu do zdjęcia dołączyłem do biegnącego syna. W miesiąc po tym ruszyłem do swojego pierwszego biegu, w tym czym chodziłem po ulicy. Dopiero z czasem biegania dokupowałem odpowiedni strój i obuwie. Inspiracją były artykuły o bieganiu i narastające myśli, dlaczego mimo 59 lat życia nie Ja?
Tak to się zaczęło. Początki jak zawsze były trudne. Biegi przerywane marszem dla wyrównania oddechu i marzenia, żeby jak prawdziwy biegacz przebiec większy dystans bez odpoczynku. Po 7 tygodniach na treningu pierwsza ogromna satysfakcja, zaliczyłem swoją pierwszą dychę poniżej godziny. Przyszedł okres zimowy i żeby nie tracić biegowego dystansu sprawiłem sobie bieżnię i to ona nauczyła mnie równomiernego tempa biegu bez zatrzymywania oraz zbudowania wytrzymałości organizmu do biegania dłuższych dystansów.
Przyszła wiosna, pierwsze dłuższe biegi na powietrzu oraz moje pierwsze starty w zawodach masowych. Trema, ale też chęć pokazania się, że stać mnie na rywalizację z młodszymi powodowały że uzyskiwałem coraz lepsze wyniki i mój rekord na 10 km mam poniżej 52 min. Bieganie na bieżni spowodowało, że czy to krótszy czy dłuższy dystans, utrzymuje równe tempo, a czym bliżej końca nawet je zwiększam. Prawie na każdych zawodach druga połowa jest lepsza od pierwszej.
W czerwcu przyszedł czas na mój pierwszy półmaraton w Skierniewicach, ale o tym i innych biegach w drugiej części.
Waldek.
Najnowsze komentarze