Teraz kiedy od początku listopada nie biegam i po zabiegu chirurgicznym rehabilituję się, mogę śmiało już podsumować cały rok 2014 r. Był to rok dla mnie niesamowity i inny niż tyle lat poprzednich. Chociaż przez wiele lat starałem się i nadal się staram żyć na sportowo to był to rok wyjątkowy.
Bieganie wplotło się w moje życie i ustawiało harmonogram dnia, tygodnia. W ten harmonogram zaczęły wplatać się moje zawody: biegi uliczne stały się atrakcyjnym dopełnieniem mozolnego codziennego biegania. Pierwszy bieg w Książenicach – obawa i swój najlepszy wynik na 10 km – 57 minut, później Milanówek i kolejny rekord. Następne dychy w Podkowie Leśnej, Ursusie i znów rekord – 52:27. W międzyczasie sztafeta maratońska w Warszawie Ekiden, gdzie biegło nas w drużynie 6 osób ze Stowarzyszenia Żyr.A.F.A. Żyrardów.
W czerwcu kolejne wyzwanie, pierwszy półmaraton w Skierniewicach pokonany poniżej 2 godzin.
Przyszło lato i gorący lipiec i sierpień, wiele wybieganych kilometrów w słońcu i pocie. W lipcu w Warszawie mój pierwszy bieg nocny z okazji 70. rocznicy Powstania Warszawskiego, w którym wystąpiło kilka tysięcy uczestników. W sierpniu w rodzinnym mieście, w Żyrardowie kolejna dycha i znów rekord – poniżej 52 minut i koniec miesiąca drugi półmaraton Praski w Warszawie i najlepszy swój wynik 1:54:28.
Po nim poczułem się silny, że stać mnie jeszcze na coś więcej. We wrześniu po charytatywnym biegu organizowanym przez Spartan w Warszawie przyszedł czas na perełkę tegoroczną – najważniejszy występ sezonu, Maraton Warszawski, który ukończyłem na Stadionie Narodowym w czasie 4:08:27.
Z resztą wrzesień był moim najbardziej wybieganym miesiącem. Na początku listopada, po przebiegnięciu w tym roku ponad 1200 km i zdobyciu 11 medali, podjąłem decyzję przerwania przygody z bieganiem. Czas leczy rany i myślę, że jeszcze wrócę na swoje trasy biegowe. Okres ten mnie podniósł psychicznie i dodał sił, że nie tak wiek, ale ogromna wiara w siebie daje sukces.
Waldek
Najnowsze komentarze