W poprzednim artykule pisałem o moim pierwszym półroczu, teraz o drugim w którym dominującą rolę w mej aktywności spoczęło na nordic-walking. Chodzić o kijkach zacząłem już wcześniej, gdyż już w 2016 roku startowałem w zawodach w Książenicach i Podkowie Leśnej.
Jednak dopiero teraz po diagnozie lekarskiej postawiłem na kijki. Przynajmniej w jeden dzień weekendu ruszam na dłuższy dystans czyli 12-16 km, starając się go przejść w tempie około 7 km/h, czyli 8:30 – 9:00 min./km. Strój sportowy jak do biegania, tempo daje, że po 2 godzinach chodzenia po leśnych drogach mam dobrze w kość. Wychodzi mi około 60 kcal na km. Rzucam też sobie pewne wyzwania jak choćby niedawno pokonany półmaraton w 3h.
Stawiam na różnorodność, gdyż gdy lat przybywa jakieś wielkie osiągnięcia idą trochę na bok, a liczy się zdrowie i jak się po tym wszystkim czujemy. Zrezygnowałem z intensywnego biegania, ale to nie znaczy, że całkiem. Wspomniałem o marszach. Są to czyste marsze jak i marszo-biegi. 80% marsz – 20% lekki trucht. Lubiłem biegać i takie krótkie 100-150 m. odcinki na 1 km dają mi ogromną satysfakcję, a organizm dobrze to znosi.
W ubiegłym roku o kijkach przeszedłem około 350 km a marszem około 500 km.
Ta różnorodność pozwala mi na optymizm w tym zakresie i na braku zniechęcenia w swej aktywności ruchowej. Najważniejsze to nie dawać się czego życzę wszystkim.
Waldek
Najnowsze komentarze