Minęło już kilkanaście dni, jak zdecydowałem się na powstanie tego blogu o moim bieganiu, ale nie tylko. Jest to bardzo krótki okres, więc wiele na ten temat nie można powiedzieć, ale dziękuję wszystkim, którzy go odwiedzili, polubili i obiecuję, że w miarę możliwości postaram się pokazać na swoim przykładzie, że wiek nie ma znaczenia w spełnianiu swych marzeń.
Chciałbym podzielić się kilkoma refleksjami na temat biegania po przeczytaniu książki „Bieganie jest proste”. Pan Krzysztof napisał ją w sposób prosty, przejrzysty i zrozumiały dla czytelnika, który biega lub chce rozpocząć bieganie. W samej rzeczy bieganie jest proste, wystarczy chęć, silna wola, aby opuścić próg mieszkania i pobiec w siną dal, jak w znanej piosence. Ładnie to wygląda, gdy idąc sobie ulicą lub w parku, lesie przebiega obok nas biegacz, jeszcze ładniej zgrabna biegaczka i myślimy dlaczego nie ja. Podejmujemy decyzję – biegam i dopiero wtedy na własnej skórze odczuwamy że to nie jest proste. Pierwsze kilometry w życiu są bardzo trudne i decydujące w karierze biegacza, czy pokonam siebie samego, czy będę gotów (gotowa) do przebiegnięcia kolejnych, no i satysfakcja z ukończenia zakładanego dystansu, że nie zrezygnowałem w połowie trasy by zawrócić do domu.
Po kilku własnych wyprawach biegowych spotykając na spacerze przemykającego biegacza inaczej już spoglądam na niego i jego trud. Tym bardziej, gdy przybywa na karku krzyżyków i ten wysiłek z każdym rokiem jest coraz większy. Nie w moim zamiarze jest zniechęcenie początkujących do biegania, gdyż sam przeszedłem tą drogę i staram się wspierać młodych, bo starszych nie spotykam na trasie swych biegań, a jeżeli co to tylko zdziwienie, że mu się chce. Medal na szyi po ukończeniu biegu ozłaca wszystko i daję poweru to kontynuowania tej pasji.
Pisząc te słowa kieruję je do amatorów – pasjonatów biegania. Półprofesjonaliści i zawodowcy to już inna bajka. Długie wybiegania, interwały, plany treningowe, ale to innym razem. Dziękuję za doping na trasach, a ze swej strony obiecuję odzywać się raz na tydzień na blogu.
PS. Dziś na swym dłuższym wybieganiu zaliczyłem 15 km w 1:23 h. W podsumowaniu maja zdobyłem dwa medale oraz przebiegłem łącznie około 130 km, co jest moim najlepszym miesięcznym wynikiem.
Pozdrawiam, Waldek.
„Panie Waldku, pan się nie boi, cała Polska murem za panem stoi”, jak śpiewał Kazik 🙂 Miło się Pana czyta, jest Pan wielką motywacją. Ja też debiutuję w bieganiu, w dodatku po zgubieniu duuużego balastu i po 20 latach nicnierobienia. Mam za sobą na razie 3 biegi masowe, dlatego też będę Panu kibicować i zaglądać na bloga (na którego trafiłam przez blog Pawła) i trzymać kciuki za Pana i za siebie. Pozdrawiam serdecznie 🙂
Dziękuję za komentarz. Cieszę się, że moja osoba może kogoś zmotywować do czegoś z czego będziemy sami z siebie zadowoleni. Życzę powodzenia oraz wytrwałości.