Lipiec to miesiąc typowo letni, który sprzyja w uprawianiu wszelkich sportów na świeżym powietrzu i czy pracujemy czy nie powinniśmy wykorzystywać okazje na aktywnym spędzaniu tych wolnych chwil.
W lipcu miałem jeden start w 26 biegu Powstania Warszawskiego, ale mimo tego i tak w całym miesiącu uzbierało się ponad 140 km spędzanych na przydomowych oraz leśnych trasach.
W ostatnią sobotę wyskoczyłem na największą swoją rowerową solówkę pokonując dystans maratonu 42,300 km w czasie 2,5 godz. Była to pętla przez Międzyborów, Oryszew, Miedniewice.
W międzyczasie nie wiem jak to się stało znalazłem się pod Cyganką, a ja chciałem tylko wróżby o mojej przyszłości a z nich wyszły nici.
Zakończyłem jazdę zahaczając Wiskitki i do domu.
Taka forma rekreacji bardziej mi odpowiada niż trasy 100 km i więcej. Nie chodzi mi tak o długość, ale czas. W tygodniu pracując jestem całe dnie poza domem i jeszcze w weekend znikać! W domu oprócz obowiązków też można jeszcze ciekawie spędzić czas. W lipcu na rowerze przejechałem prawie 200 km.
Weekend zakończyłem niedzielnym wypadem w południe do lasu pokonując 12 km w 1,12 h. Jestem zadowolony z tego, że pokonując kolejną barierę wiekową jakoś trzymam się kupy i aby zdrowie dopisywało kontynuować to co robię. Życzę wszystkim wytrwałości w tym co robią dla siebie, bo to jest dobre i dla ciała i dla psychiki człowieka.
Waldek
Najnowsze komentarze