Moje pierwsze dwa pełne miesiące letnie na emeryturze. Mówili nie odchodź, bo co będziesz robił, ale lato to jest najpiękniejsza pora roku szczególnie do aktywnego wypoczynku. Mimo pandemii i braku oficjalnych zawodów okres ten wykorzystałem jak nigdy w życiu, gdyż nie ważne jak, ile i gdzie, aby sprawiało satysfakcję.
Ze względów bezpieczeństwa wirusowego były to imprezy wirtualne czyli u siebie w domu. W sierpniu dycha bieg Powstania Warszawskiego, następnie 10 km w Ursusie. 15.08 półmaraton z Radzymina „Cud nad Wisłą”, później „100 lecie bitwy Warszawskiej”, a pod koniec miesiąca normalna dycha u siebie nad Zalewem Żyrardowskim, gdzie biegłem wraz z synem Pawłem.
Wrzesień zacząłem od wirtualnego półmaratonu praskiego, a zakończyłem mocnym uderzeniem po raz 5 tym razem wirtualnie 42 Maraton Warszawski.
Ogólnie wyszło 400 km, a we wrześniu rekord bo ponad 230 km. Kiedyś było to tylko bieganie, dziś z każdym rokiem mniej, ale czy to biegiem, marszobiegiem, kijki to zawsze ze stoperem na ręku i pokonuję to na sportowo, w miarę swych możliwości.
Dochodzi do tego jeszcze prawie 500 km na rowerze w tym 3 rajd żyrardowski, jazda solo, a także z żoną rekreacyjnie po okolicach miasta.
Nadchodzi jesień i trzeba się trochę przestawić na chłodniejsze dni, ale póki będzie zdrówko nie dawać się i kontynuować swe życie aktywnie. I tak już w październiku w piątek 35 km na rowerze, a w sobotę 17 km marszobiegiem w pobliskim lesie.
Najnowsze komentarze